środa, 23 października 2013

Płaszcz.

Sprawca moje niebytu na blogu... zimowy płaszczyk. Jak on mi działał na nerwy w trakcie szycia, już myślałam, że nie skończę tego projektu, że rzucę to w kąt. W trakcie prac początkowych wyglądał mało zachęcająco, byłam zrozpaczona. Szwy mi się nie zgadzały, nie wiem ile razy prułam, ale prułam i szyłam, prułam i szyłam... Pierwszego dnia uszyłam część wierzchnią, na dzień następny zostawiłam sobie wszycie podszewki. Musiałam się zmobilizować, bo wierzcie mi, chciałam to znów rzucić w kąt. Już po głowie chodził mi kolejny projekt... Myślę sobie: "uszyję coś prostego, odpocznę od płaszcza i wrócę do niego z nowym zapałem" . Ale to pogorszyłoby tylko sprawę, więc usiadłam i skończyłam. I będę nieskromna... podoba mi się!!!! Opłacało się troszkę pomęczyć. Jestem tym bardziej zadowolona, że się nie poddałam i doprowadziłam to szycie do końca. Często zdarza mi się coś porzucić w trakcie szycia a potem nie mogę do tego wrócić.


 
 



 



Wykrój pochodzi z ubiegłorocznej grudniowej burdy. Rozmiar 36. Musiałam niestety przesunąć trochę zapięcie, no bo bym się nie dopięła:). Sprawił to fakt, że w burdzie jest to raczej żakiet z cienką podszewką, a ja wszyłam ocieplinę i zrobiło się ciasno... Dodam, że gdy uszyłam podszewkę i przymierzyłam ją, wszystko leżało idealnie. Jest to naprawdę ciekawy fason, ale chyba nie z flauszu i nie z taką podszewką... Tak sobie myślę, że ładnie wyglądałaby cienka pikowana kurteczka z suwakiem z boku zamiast guzików... może na wiosnę... kto wie.

5 komentarzy: