środa, 28 lutego 2018

Gdy za oknem zimno...

 
 
W dzień taki jak dziś, mroźny i wietrzny, doceniam jeszcze bardziej powroty do ciepłego domu. Czy to wieczorem z pracy, ze zwykłych zakupów, czy też po prostu ze spaceru. Gdy zmarznięte dłonie grzeję o filiżankę kawy czy herbaty. Gdy mogę założyć gruby sweter i ciepłe  skarpety, zanurzyć się pod koc i cieszyć się przytulnością. Bo kiedy jak nie teraz mogę tworzyć przytulność? Gdy mogę pozapalać świeczki, światełka, zaparzyć trzy kubki herbaty i nie ważne, że każde z nas chce inną. Gdy mogę zanurzyć się pod koc. Nie przepadam za mrozem, zimą, zimnem, uwielbiam ciepłe poranki i duszne wieczory, lubię czuć na skórze palące promienie słońca. Ale to właśnie teraz, w te zimne, długie, ciemne wieczory, przytulność w domu odczuwam jeszcze bardziej. Mimo niechęci do zimy w ten sposób próbuję ja "oswoić" :)

Tak bardzo doceniam to, że nie zawsze muszę wychodzić w ten ziąb z domu (nie pracuję codziennie). Że od samych rannych chwil mogę się cieszyć ciepłem domu. Z książką, kawą, kocem, cicho płynącą muzyką. Z migocącym światłem świec. Że mogę się krzątać po domu w ciepłym swetrze i ciepłych skarpetach.

Już za chwilę to zniknie, przyjdą dłuższe dni, cieplejsze poranki. Wtedy z kawą i kocem wyjdę na taras. I będę całą sobą chłonąc każdy promień słońca, którego zimą tak było mało. Świeczki i światełka zamiast w domu będę zapalać na tarasie, zamiast herbaty będę im robić lemoniadę, więc cieszę się tym ciepłym domem, tym klimatem zanim zniknie, ustąpi miejsca wiośnie, by powrócić jesienią. Bo każda pora roku rządzi się swoimi prawami.





















Poducha supeł - zrobiłam sama
Domki latarenki z papieru - zrobiłam sama
Napis SWEET HOME - zrobiłam sama
Pufa ze sznurka - zrobiłam sama
Plakat z diamentem - zrobiłam sama
Biała i czarna deseczka - zrobiłam sama
Półka na ścianie - wykonanie mąż

poniedziałek, 26 lutego 2018

Zupełnie nie o szyciu

 
 
 Powinnam zmienić nazwę bloga. I instagrama. Zdecydowanie. Na mariposa (nie)szyje. Nie po drodze mi z szyciem ostatnio, niestety. Wzięło mnie jakoś na zmiany w domu i tak trzyma mnie to już jakiś czas i puścić nie chce. Tęsknie za szyciem, owszem, ale mam w głowie tyle wnętrzarskich pomysłów, że sama nie wiem za co się zabrać.

Idzie wiosna i marzy mi się zaprojektować taras, bo w  tamtym roku obudziłam się z tarasowymi inspiracjami trochę za późno, tak we wrześniu bodajże. Przytargałam od mamy stary fotel z czasów prl-u i czeka na szlifowanie i wymianę tapicerki. Malowanie fotela nie wchodzi w rachubę, bo chcę by był widoczny kolor drewna. Na liście "must have" tego roku jest wiele rzeczy do odhaczenia. Zmieniam dom metr po metrze. I jeszcze dużo pracy przede mną, bo dużo rzeczy wykonuje sama, ze względów finansowych, a to wymaga czasu i poświęcenia. Od malowania ścian, mebli, szycia zasłon, poduszek, po drobniejsze dekoracje z papieru, np. domki latarenki, które metalowe też trochę kosztują, szczególnie te duże. Wpadłam na pomysł, że pokombinuję z brystolem i się udało. Faktem jest, że nie zapalę w nim świeczki, ale światełka na baterię też dają radę. Robiłam papierowe osłonki na doniczki, kwietniki makramowe. Zaczęłam wyplatać makramy, wzięłam szydełko do ręki i sama zrobiłam pufę, która mi się ogromnie podobała od dawna. Wiele razy zastanawiałam się nad jej kupnem ale cena... niestety odstraszała. Pufa kosztowała mnie o połowę mniej, a myślę, że nawet mniej.  Okazuje się, że jednak można, ale kosztem czegoś, w tym przypadku czasu.

Najwięcej czasu potrzebowałam, aby poznać technikę jak zrobiony jest klosz do lampy(ostatnie zdjęcie). Te lampy origami kosztują majątek. Póki co jest to tylko atrapa i nie ma tam żarówki, ale planuję do pokoju zrobić taki kinkiecik w jakimś jaśniejszym kolorze.

Uszyłam też knot pillows. Poduchy supły. Wykonanie ich też mnie kosztowało o wiele mniej, niż gdybym je kupiła. Sama kombinowałam jak są pozawijane te precelki, bo w necie jest mnóstwo instrukcji, ale do tych wąskich poduszek. O tych "fat knot pillows" ciężko znaleźć info.

Zapałałam miłością do roślin doniczkowych. Nie wiem skąd się to wzięło. Miałam mały roślinowy epizod gdzieś około dwudziestki, później minęło, zarzekałam się nawet, że nie postawię żadnej roślinki na parapecie. Dziś otaczałabym się nimi  z każdej strony. Nie umiem w sklepie przejść obojętniej obok jakichkolwiek roślinek. Trzy razy podchodzę, oglądam i zastanawiam się czy na pewno jej potrzebuję.

Jeśli rośliny to i doniczki. Szajba ostatnich miesięcy. Kupuję je w ilościach przekraczających zdrowy rozsądek. Na szczęście nie wydaję na nie fortuny, są to przede wszystkim małe doniczki za 6 czy 7 zeta. Poważnie. Na duże okazy mam inny sposób, na przykład osłonka z papierowej torby i to na dodatek wykonanej własnoręcznie. 

I tak właśnie sobie kombinuję. Mebluję, przestawiam, maluję, urządzam. I tylko nie szyję. Ale kiedyś zacznę.