poniedziałek, 27 lutego 2017

Model 120 po raz kolejny

Szyję koszulę za koszulą i z każdą kolejną idzie mi coraz lepiej. Koszula to nie rzecz, którą można uszyć w jedno popołudnie. Dużo elementów wymagających cierpliwości i dokładności sprawiają, że albo się za to nie zabieramy, albo szybko się zniechęcamy.  To już jest moja trzecia koszula, a kolejnym trzem brakuje guzików, z tym że dwie z nich nie mają rękawów. W temacie takich klasycznych koszul to pewnie nie koniec, bo jeszcze marzy mi się koszula z jednokolorowej tkaniny, ale zabieram się teraz za szycie czegoś swobodniejszego, czyli takich koszulopodobnych bluzek, bo w poszukiwaniu wykrojów na taka właśnie klasyczną koszulę, wpadło mi w oko mnóstwo ciekawych modeli.

Tym razem znów postawiłam na kratkę, tym razem karczek, mankiety i kieszonkę skroiłam po skosie. Ciekawszy efekt. Dodałam też rygielki by można było podwinąć i zapiąć rękaw.








piątek, 10 lutego 2017

W kolorze khaki

Znów koszula, ten sam model co ostatnio czyli czerwiec 2004, tyle, że trochę dłuższy. Świetnie wygląda z wąskimi spodniami. Kolor jest też boski, piękny odcień khaki, niestety mało widoczny na zdjęciach, w rzeczywistości bardziej intensywny.

Nigdzie tego nie uchwyciłam na zdjęciach, ale w bocznych szwach są, oczywiście, kieszenie :)
Na rękawach przyszyłam rygielki, by można było wywinąć mankiet.

Jak to mówią "apetyt rośnie w miarę jedzenia"...  Marzy mi się jeszcze dłuższa koszula, już mam upatrzona biało-czarną, dużą kratkę. Myślę, że będzie idealna. Póki co mam jeszcze jedna koszulę w krateczkę do pokazania i dwie koszule bez rękawów na stójce. Im więcej szyje tych koszul, to mam wrażenie, że z każda kolejną idzie mi już szybciej i łatwiej. 










środa, 1 lutego 2017

Na ostatnią chwilę

  Potrzebowałam czegoś na rodzinną imprezę. Myśli oczywiście krążyły wokół sukienki, ale nie wykluczałam spódnicy zestawionej razem z bluzką. Czasu nie miałam zbyt dużo, bo tylko... 5 dni :). Zakupy materiałowe zrobiłam w poniedziałek. Kupiłam tkaninę na sukienkę, na bluzkę i  spódnicę( no bo przecież nie wiedziałam co będę szyć), no i jeszcze tam na coś,  no bo przecież jak jestem już w sklepie z tkaninami...

 Także ten tego, miałam już tkaniny, poniedziałek popołudniu (impreza w sobotę), reszta dnia minęłam mi na wybieraniu, przebieraniu i myśleniu co by z tego uszyć, jaki fason będzie najlepszy, najszybszy i bezproblemowy. Wybrałam model 120 z grudniowej burdy z 2013 roku. Wydawał się dość prosty... ale tylko się wydawał, a może ja po prostu wiedząc, że mam mało czasu, tak sobie wmówiłam, a może to wina materiału...

We wtorek zrobiłam sobie formę na  sukienkę i okazało się, że mi tego materiału to trochę braknie, jakbym nie przekręcała wykroju, nie kombinowała to i tak za mało... boższzzzz... Dwa głębokie wdechy i zrobiłam formę na spódnicę i bluzkę, posprzątałam mieszkanie by uspokoić nerwy i  w środę... pojechałam po resztę materiału :). Skroiłam wieczorem sukienkę, a w czwartek zaczęłam szycie.

Oto efekt moich wypocin. Sukienka odcinana w talii i marszczona, w szwach bocznych wszyłam kieszenie, ale trochę za nisko. Z tyłu ma niewielkie pęknięcie a poniżej wszyty jest suwak. Podkroje pach i szyi odszyłam lamówką ze skosu, ale pojechałam taką łatwizną, że aż wstyd (no wiadomo, mało czasu). Dobrze, że materiał ma wzory, dużo wzorów, to nie widać tak bardzo tych niedociągnięć. W talii szlufki na pasek. Dodać jeszcze muszę, że uszyłam rozmiar 36 (chociaż planowałam 38), a i tak musiałam odrobine więcej zmarszczyć w talii, bo inaczej wyglądałam jak we worku.

Koniec końców wyszło całkiem znośnie, czuję się w niej dobrze, ma wiele do poprawy, a ja już nie mam cierpliwości poprawiać tej sukienki, ewentualnie mogę tylko uszyć drugą, lepszą wersje :).
A morał  z tego wszystkiego taki, że nigdy nie szyj nic na ostatnią chwilę :).